Powerade Maraton MTB w Zabierzowie - mega ciężki, warunki ekstremalne, padało, błoto na całej trasie - ostatecznie 145 miejsce, 40 w kategorii M2 słabo ale całkiem nie mogłem sobie poradzić z tą trasą przy takiej pogodzie. Skala trudności trasy w takich warunkach pogodowych została oceniona na 4+ na 6.
Zacznijmy jednak od początku - to był mój pierwszy maraton MTB, wiedziałem że trasa raczej nie będzie łatwa, a od kilku dni wszystkie prognozy straszyły kiepską pogodą, ale dziś rano wstałem i pogoda była w miarę więc postanowiłem jednak spróbować. Parę minut po 8 byłem już w Karniowicach gdzie startował maraton, zapłaciłem otrzymałem numer startowy z chipem i zacząłem się przygotowywać do startu. W tym momencie pogoda była jeszcze nie najgorsza co prawda było pochmurno ale nie wiał wiatr i nie padało. O godzinie 10 wystartował dystans GIGA i w tym momencie zaczęło siąpić - porobiłem kilka fotek i wróciłem do samochodu. O 11 wystartował dystans MEGA w który brały udział m.in 2 reprezentantki Polski w MTB - A. Szafraniec i M. Sadlecka. Po sfotografowaniu startu ruszyłem do sektorów - start dystansu MINI zaplanowany był na 11:15.
Ustawiłem się na końcu - stwierdziłem, że nie będę się pchał a jak będę miał siłę kogoś wyprzedzić to na 25 km jeszcze będę miał czas. To był chyba jednak błąd bo zaraz po starcie był podjazd pod górę wąską asfaltową drogą musiałem się tam przebijać, a gdybym był z przodu to miałbym szansę wyskoczyć do przodu i może skończyłbym zawody wyżej. Jednak byłem na końcu więc na pierwszym podjeździe minąłem naprawdę sporo osób, choć było to trudne bo musiałem czekać na jakąś lukę aby przebić się wyżej. Gdy wyjechaliśmy na szutrową drogę wzdłuż ściany lasu było już luźniej i jeszcze wyprzedziłem parę osób. Czułem się dobrze i pomyślałem sobie że może nie będzie tak źle. Po dość długim podjeździe przyszedł czas na zjazd droga prowadziła stromo w dół wąską leśną ścieżką. Momentami było naprawdę niebezpiecznie bo po bokach ścieżki pojawiały się dość głębokie jary. Na jednym z takich miejsc o mało nie wypadłem z trasy i zacząłem od tego miejsca zdecydowanie bardziej uważać. Stwierdziłem też że nie umiem zjeżdżać, wiele osób które machnąłem pod górę teraz mnie wyprzedzało. Zjazd zmęczył mnie zdecydowanie bardziej niż podjazd, a po kawałku wypłaszczenia zaczął się najtrudniejszy podjazd na trasie. Stroma droga przez las, padało już na całego, trasa śliska po kilkuset metrach zsiadłem z roweru zacząłem prowadzić, tak zresztą zrobili wszyscy, który jechali przede mną. Prowadziło się też bardzo źle, było stromo i ślisko, podjazd był dość długi. Po zakończeniu najtrudniejszego odcinka podjazdu jechaliśmy wzdłuż ściany lasu. Tu dopiero było widać, jak zła jest pogoda - zaczęło ostro wiać i mimo że trasa była już prawie płaska jechało mi się bardzo ciężko. Właśnie tym momencie zaliczyłem mega kryzys, ledwo kręciłem i zacząłem się zastanawiać jak dojadę to mety - na liczniku miałem dopiero około 10 km. Po chwili przejechałem przez rozgałęzienie tras - mini prowadziła otwartym terenem przez pola, po odcinku ciężkiej jazdy dojechałem do bufetu. Tu zrobiłem mały postój zjadłem kilka owoców, napiłem się powerada, uzupełniłem bidon i ruszyłem dalej.
Droga wiodła otwartym terenem lekko pod górę, jechało się bardzo ciężko bo ścieżka zamieniła się błotną ślizgawkę i raz za razem zaliczałem jakiś uślizg koła. Jednak w końcu dojechaliśmy do asfaltu, który przez jakiś czas wiódł mocno pod górę ale po około kilometrze rozpoczął się zjazd. Na asfalcie szło mi znacznie lepiej, zarówno na podjeździe jak i na zjeździe. Pędziłem szybko w dół, ale w pewnym momencie trasa zjeżdżała z asfaltu w polną drogę, początkową wiodącą w dół, ale po chwili nastąpił zakręt i zaczęła się jazda wyboistą ścieżką po płaskim. Mimo iż teren był płaski wspominam ten odcinek jako jeden z najtrudniejszych na trasie - droga mega błotnista i strasznie nierówna, mocny wiatr w twarz. W pewnym momencie przed sobą zauważyłem gościa w koszulce ENION postanowiłem za nim pogonić, jednak nie mogłem się zbliżyć po chwili patrzę gościu zsiadł z roweru i prowadzi, ja jadę ale jakoś nie specjalnie go doganiam - na liczniku 7 km/h. Po chwili spróbowałem trochę spaceru, ale po kilku metrach stwierdziłem, że jednak jadę - przed końcem delikatnego wzniesienia w końcu zbliżyłem się do gościa on wsiadł na rower i zaczął znowu uciekać - zaczęły się zjazdy. Na zjazdach ENION zaczął się oddalać więc pogoniłem za nim, początkowo zjazd był dość szeroki, ale po chwili znowu zamienił się w wąska ścieżkę. Po chwili wypłaszczenia znów wjechaliśmy w las i patrzymy mega stromo w dół - stoją porządkowi i mówią, że bardzo ślisko - zaczęliśmy prowadzić rowery - ledwo udało się zejść. Dalej na rower i znowu w dół, ENION zjeżdżał odważniej i znowu mi trochę uciekł - doszedłem go na wypłaszczeniu i po chwili znowu zaczął się zjazd. Po kilkuset metrach niespodzianka przez drogę płynie sobie rzeczka - na przeprawie minęliśmy kogoś, za rzeczką dalej w dół. Gościu w koszulce ENIONA przewrócił się na śliskim uskoku minąłem go ale nie dawał za wygraną, na kolejnej rzeczce ja przeprawiałem się bokiem on zasadził przez wodę i znowu był przede mną. Cały czas byliśmy na zjeździe, minęliśmy jeszcze 3 potoki, pierwszy zaliczyłem przez wodę, ale na kolejnych przejeżdżałem po betonowych płytach, ENION ryzykował przez wodę i znowu mi uciekł. W pewnym momencie dogoniliśmy jakiegoś faceta, który nie chciał się dać wyprzedzić. Najpierw nastąpiło wypłaszczenie, potem lekko pod górę i wyjechaliśmy z Doliny Kobylańskiej i porządkowi mówią, że już nie daleko - proszę sobie jechać prosto rzeczką. Byliśmy w trójkę, obok rzeczki poprowadzony był chodnik z betonowych płyt, ale my mieliśmy jechać rzeczką, więc przez jakieś 500-600 metrów brnęliśmy korytem potoku. ENION uciekł na jakieś 100 metrów, drugi facet z na początku miał problem i trochę został ale po chwili ekspresem mnie wyprzedził. Po wyjeździe z potoku byłem więc trzeci. Do mety prowadził asfaltowy podjazd na początek minąłem biegnącego już po górę faceta, który wyprzedził mnie w potoku i zacząłem się zbliżać do ENIONA - widziałem już miasteczko z metą. Na asfalcie brakło mi do niego może 10 metrów, ale nastąpił nieoczekiwany skręt pomiędzy barierkami do miasteczka, ENION zjechał na trawę i ruszył alejką do mety w tym miejscu zrozumiałem, że już go niedogonie. Mój oficjalny czas to 1:58:24 miejsce 145.
Teraz moje wrażenia - było strasznie trudno, nie umiem zjeżdżać, mój rower nie jest najlepszym sprzętem na takie trasy (za wąskie gumy - 1.95). Na mecie byłem mega zmęczony i strasznie brudny. Ostatnie 5 kilometrów jechałem z poluzowanym siodełkiem, ale walczyłem z ENIONem więc nie było czasu poprawić. Chyba nie będzie ze mnie kolarza MTB, zawody na orientacje bardziej mi odpowiadają. Druga sprawa, że moja forma nie była najlepsza, ogólnie jestem nie zadowolony z wyniku. Uważam, że powinienem pojechać o co najmniej 10 minut szybciej. Przegrałem m.in. z gimnazjalistami z klubu UKS Krzywaczka - oni pewnie ostro trenują, ale mimo wszystko to lekki obciach. Trzeba więc mocno pracować, żeby w sierpniu w Krakowie było lepiej, choć jak mówiłem tego typu zawody raczej nie staną się podstawą mojego rowerowania.